III Niedziela Wielkiego Postu – J 4, 5-42

„Panie, daj mi tej wody, abym już więcej nie pragnęła i nie musiała przychodzić tutaj i czerpać…”/J 4,15/

 

Kilka dni temu po raz kolejny usłyszałem, że „przecież ksiądz /znaczy ja/ tak mówił na kazaniu”. Nie wiem na jakim poziomie pomroczności jasnej musiałbym się znajdować, żeby opowiadać zacytowane przez mojego interlokutora brednie, ale wydaje się, że chociaż niczego takiego nie mówiłem, to to właśnie mój rozmówca usłyszał. Dopadły mnie negatywne emocje, czyli, rezygnując z bełkotu i nazywając rzecz po polsku, lekko się wściekłem. Wróciłem do mieszkania, zacząłem czytać dzisiejszą ewangelię i … bardzo szybko mi przeszło, gdy doszedłem do powyżej wytłuszczonego zdania. Pan Jezus mówi do kobiety o nadprzyrodzoności, łasce i Bożej mocy a ona słyszy, że jest szansa, aby wreszcie nie musiała dźwigać ciężkich dzbanów z wodą. Pan Jezus proponuje jej Nieskończoność a ona chce tylko skończyć z uciążliwym noszeniem wody. Słucha Jezusa, ale słyszy wyłącznie to, co chce usłyszeć i trzeba było dopiero wytknięcia jej życiowych pomyłek, żeby przyjęła Prawdę. Myślę, że Wielki Post jest doskonałym czasem na to, aby pomyśleć o tym  c z y  i  j a k  słuchamy Boga i  c o  słyszymy, jeśli Go w końcu naprawdę słuchamy. Bo Bóg mówi wciąż słowami Biblii choćby w czasie każdej mszy świętej. Ile z tych słów przelatuje obok, bo nasze myśli są wszędzie tylko nie z Panem, do którego właśnie przyszliśmy…

Bóg mówi przez żonę, która „gada i gada i mogłaby się już zamknąć” i przez męża, który „co on tam wie, lepiej by się nie odzywał”, i przez dzieci, które „jak ryby głosu nie mają”, i przez babcię i dziadka co to kompletnie nie pojmują, że „czasy są teraz inne a oni są zacofani a tak w ogóle to mają sklerozę”…

Bóg mówi…

Ile z Jego słów tonie w ciężkim wiadrze pełnym wody, którą pozwoliliśmy sobie zrobić z naszego chrześcijańskiego mózgu

90